Chodź, jestem dla ciebie!
Niedziela, Łk 18, 9-14
Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik.
Faryzeusz? Facet był obiektywnie niezły. Post, dziesięcina, dobre życie – jego Instagram wyglądałby idealnie. Problem w tym, że przyszedł do świątyni nie po to, żeby spotkać Boga. Przyszedł po to, żeby poczuć się lepszym od innych. Jego modlitwa brzmiała trochę jak lista osiągnięć na LinkedIn.
Celnik? Gość, który może oszukiwał na podatkach albo kolaborował z okupantem. Przychodzi i mówi tylko jedno: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. Bez usprawiedliwień. Bez porównań. Bez „przynajmniej nie jestem jak…”.
I to właśnie celnik wychodzi usprawiedliwiony. Czemu?
Bo Bóg nie szuka ludzi idealnych. On szuka ludzi autentycznych. Nie interesuje Go twoje wymuskane CV religijne – ile odbyłeś rekolekcji i postów, ile cytatów z Biblii wrzuciłeś na czy ile dałeś jałmużny. To wszystko może być dobre.. ale jeśli służy tylko temu, żeby poczuć się lepszym od innych, to zatraca swój sens.
Chrystus nie przyszedł dla tych, którzy mają wszystko poukładane. Przyszedł dla tych, którzy wiedzą, że są na dnie i potrzebują pomocy. Dla ciebie takiego, jakim jesteś teraz – z całym bałaganem, wątpliwościami, grzechami, których się wstydzisz. Być może dziś czujesz się bardziej jak celnik niż faryzeusz. I wiesz co? To świetnie. Bo właśnie w tej szczerości jest miejsce na spotkanie z Bogiem, który nie pyta „co zrobiłeś?”, ale mówi: „chodź, jestem dla ciebie”.



